Gdańsk: śniadanie i spotkania na Targu Węglowym

Blogować powinno się regularnie. Kto to widział, żeby pisać o jakimś wydarzeniu tydzień po fakcie? Zdjęcia – no oczywiście, że z cyfry, żeby już po kilku godzinach mieć gotowy wpis. Kto w dzisiejszych czasach robi zdjęcia analogowe?! Ja robię… Gdy w sobotę chwilę po 11.oo zjawiłam się na Targu Węglowym, wyciągnęłam z torby cyfrową lustrzankę, zrobiłam jedno zdjęcie i… się przeraziłam. Zewsząd lustrzankowo-cyfrowy tłum! Migawki pracowały jak szalone, gdzie się nie obejrzeć – oko aparatu. Lekko spanikowałam. Schowałam poczciwego Nikona do torby i wyciągnęłam wysłużonego analogowego Canona (z zenitowym obiektywem) i uff… poczułam się bezpieczniej.

No dobrze, ale cóż takiego się stało, że popełniam wpis? Otóż w Gdańsku zaczęło się dziać. Pięknie dziać. Ostatnie dni sierpnia i pierwsze września należały do Targu Węglowego. Targ Węglowy to takie specyficzne miejsce w Gdańsku, na Głównym Mieście. Łatwo się domyślić, skąd wzięła się nazwa Targu – kilkaset lat temu handlowano tam węglem. Od kiedy pamiętam (a więc od dobrych kilkunastu lat) Targ pełni funkcję parkingu. Wiem, że w Gdańsku miejsc parkingowych brak i że z Targu Węglowego blisko jest ‚wszędzie’. Jednocześnie… parking w tym miejscu zwyczajnie szpeci. Czasami zamiast parkingu na placu pojawia się scena i odbywają się koncerty i imprezy masowe – niestety, raczej na niskim poziomie i przyciągające amatorów prostej rozrywki i trunków serwowanych przez okoliczne bary.

Może się to jednak zmienić… Niedawna akcja była swego rodzaju ‚testem’, jak mieszkańcy zareagują na możliwe zmiany i wygląda na to, że Gdańszczanie podeszli do sprawy bardzo pozytywnie! Przez kilka dni na Targu zainstalowane były trawniki, leżaki, można było poczytać książkę, pograć w gry (boule, badminton), napić się kawy (albo zjeść burgera luub frytki belgijskie). Z moich obserwacji (a przechodziłam przez Targ niemal codziennie) wynika, że leżaki były oblegane a na placu było mnóstwo uśmiechniętych ludzi.

Na spokojnie wybrałam się na Targ w sobotę 31 sierpnia, na śniadanie i nie tylko. Śniadanie wyjątkowe, zainicjowane przez Instytut Kultury Miejskiej, a przygotowane przez blogerki kulinarne. Właśnie, tego dnia wypadał też Międzynarodowy Dzień Blogera… Wraz z Anią krążyłyśmy wśród leżaków i w większości nieznajomych osób (choć kilka znajomych twarzy mi mignęło). Niestety, kilkanaście minut po 11.oo, kiedy miało zacząć się śniadanie, na talerzykach i tackach zostały już tylko okruszki, w związku z czym zdjęć jedzenia nie będzie.

skan2-0005

skan2-0001

skany-30

Siostra siostry się nie wyprze:

skan2-2

Poniżej: wprowadzenie do jogi. Dobrze poćwiczyć na powietrzu, muszę przyznać, że podpierając się kulą, zazdrośnie spoglądałam na wyginające się na matach towarzystwo.

skan2-0004

Asia, odpowiedzialna za część pyszności:

skan2-0006

Ania, która przygotowała takie rzeczy, że wcale się nie dziwię, że tak szybko wyczyszczono talerzyki:

skan2-0009-2

Było też stoisko Mitte – chleb i kawa. Nie ma co się nadto rozwodzić, dość powiedzieć, że to obecnie mój ulubiony chleb w Gdańsku i gdy tylko jestem w okolicach ulicy Rzeźnickiej (nie-Gdańszczanie, proszę nie sugerować się nazwą), czyli zazwyczaj gdy muszę udać się do któregoś z urzędów, to kupuję chleb ogrodnika i/lub bagietkę warzywną i/lub czarny chleb, którego nazwy nie pamiętam. Pieczywo z Mitte pokochała cała moja rodzina (a także pół Gdańska, kwestia czasu, gdy będzie to Gdańsk cały), więc polecam z czystym sumieniem.

skan2-0002

skan2-0010

skan2-0011

Na koniec się do czegoś ‚przyznam’. Jednym z powodów, które zmobilizowały mnie do wyjścia z domu w sobotni poranek, mimo że oczy zamykały mi się same, była chęć poznania Asi i Ani, które przygotowywały śniadanie. Blog Ani czytam od dobrych kilku lat. Zakochałam się w jej zdjęciach, opisach i przepisach (chyba w tej kolejności), a kiedy dowiedziałam się, że mieszka w Gdańsku i co jakiś czas właśnie gdańskie zdjęcia pojawiały się na jej blogu, poczułam do niej jeszcze większą sympatię. Jeśli chodzi o Asię – historia jest bardziej zawiła. Gimnazjalnym dziewczęciem będąc, kiedy blogosfera dopiero się wykluwała, prowadziłam pełen egzaltacji blog. No cóż, miało się te trzynaście lat, wybaczam to sobie. Trafiłam wtedy na blog Asi (prywatny, wtedy jeszcze nie było ugotujmy). I tak się internetowo zaznajomiłyśmy. Potem skasowałam blog, internetowa znajomość się rozmyła, ja wyjechałam… i chyba kilka lat później trafiłam na ugotujmy. i dość szybko rozpoznałam w autorce Asię właśnie. Uznałam, że mieć kogoś w znajomych na twarzoksiążce, a nie znać się osobiście (mieszkając w tym samym mieście!) to trochę głupio. Okazja, żeby to zmienić trafiła się idealna, grzechem byłoby się na Targu Węglowym nie zjawić i do Asi i Ani nie podejść. Byłam, podeszłam, porozmawiałam… i nie żałuję ;).

8 uwag do wpisu “Gdańsk: śniadanie i spotkania na Targu Węglowym

  1. Czy zdjęcia z analoga wywołujesz sama? Ja kiedyś wybrałam się do Czech i pstryknęłam kilka zdjęć analogiem, niestety klisza już była stara więc zdjęcia wyszły bardzo blade, ale miały Ten klimat. Blogerki powinny trzymać się razem, więc popieram spotkanie przy sniadaniu :).

    • Daję do wywołania do zakładu fotograficznego, a potem w domu skanuję sama ten wywołany film :) Inaczej bym zbankrutowała ;)
      Co do starych filmów – hmmm, musiał być naprawdę stary, ja najczęściej kupuję na allegro przeterminowane filmy hurtowo, ta klisza była chyba z 2011, ale miewałam i starsze filmy i raczej było w porządku – czasem wyskoczy coś dziwnego, ale traktuję to na plus, jako ciekawy efekt :)

  2. Kurczę, gdybym wiedziała, że przyjdziesz z analogiem i będziesz chciała robić zdjęcia jedzenia, to bym przetrzymała kilka tacek :)

    Bardzo ładna relacja, dziękuję za ciepłe słowa… To, że podeszłaś do mnie wtedy było jednym z najmilszych akcentów śniadania.

    Pozdrowienia cieple!

Dodaj odpowiedź do KOLORowanka Anuluj pisanie odpowiedzi